czwartek, 17 listopada 2011

ja wiedzialam ze zapesze...

jak o tych wspanialych wyspanych porankach napisze. nie jest jakos bardzo zle, ale bylo zdecydowanie lepiej, czyli jak by nie myslec, jest gozej niz w zeszlym tygodniu ;)
adam sip z nami co noc. zosia czasem nad ranem przychodzi. budzimy sie w trojke, niemaz od kilku miesiecy zacyna prace wczesnie, wiec nie widzimy sie rano, dzieki bogu ;)
adam budzi sie i od razu pyta : 'khm maj  tu tu tlej mama?' czyli budzi zosie (jak akurat z nami spi)
tak sie zastanawiam, bo jak przenosimy w nocy adama do nas (niestety nie chce juz sam isc, ze o przynoszeniu wlasnej poduszki nie wspomne) bierzemy jego poduszke, a czasem i koldre, ta druga dla mnie, bo spie przyklejona do bardzo zimnej sciany, zawsze to jakas izolacja :) tak mysle, chyba trzeba brac poduszke, koldre i pociag, tylko gdzie go w nocy trzymac, zeby rano byl pod reka, bo pod swoja poduszke to ja go nie biore. musze zrobic zdjecie zosi podpoduszkowych skarbow, o man czego tam nie ma...


a poranki i tak lubie, te jesienne, zwlaszcza jak jest zimno, zwlaszcza wtorki i czwartki, nigdzie sie nie spieszymy, przekasek nie szykujemy, powoli sie budzimy, wiem, wiem, powtarzam sie ;)
a na sniadanie waniliowa kasza manna z sokiem pomaranczowym i czekoladowymi kulkami w towarzystwie ukochenego duplo. mozecie mi wierzyc lub nie, ale adam jak chce siku wstaje od stolu i bierze ze soba wszystki pojazdy, kladzie je na podlode kolo nicnika, do mycia zebow tez je nosi, w ogole nosi je non sto przy sobie, musze mu jakas torebke na nie uszyc ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz