niedziela, 13 listopada 2011

morgan park

ania zaprosila nas na wycieczke do przepieknego parku. myslalam, ze slonce troche odwazniej wyjrzy zza chmur, ale i tak bylo przepieknie. tyle cudownych czerwonych lisci jeszcze na oczy nie wiedzialam, i tych grubych brazowych, blyszczacych jakby byly woskowane. bylo drzewo o tajemniczej nazwie beech, w domu komputer powiedzial, ze to buk, ha w koncu wiem jak wyglada i czym od olszy sie rozni. oj jakas ksiazka o drzewach by sie przydala nie powiem, ja chyba cale zycie buk z debem mylilam... ;)
wszedzie pelno bylo ogromnych polan do biegania, rzucania sie liscmi, spania, zakopywania, wywracania

.






krzys nie baczac na swoje wrazliwe plecy porwal 3 lisciaste potwory do tango, na raz! (czekali, nawolywali, az sie dochrapali ;)




nawet plac zabaw na plazy byl


i takie piekne jagody na krakach


zosia chcial sie wspiac na tego olbrzyma ;)


przywiezlismy cale pudelko kolorowych lisci i kilka piorek, a zosia chyba juz ostatnia tego sezonu rane na kolanie, calkiem rozlegla, wymagala przyklejenia 2 plastrow, a w domu okazalo sie ze i 3 bedzie potrzebny, bo jedna mala rana na stopie sie ukryla i plastra wcale nie potrzebowala moim skromnym zdaniem, ale co ja tam wiem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz