środa, 30 listopada 2011

wesele po chinsku

sie nam trafilo w moje urodziny, pomyslalam, ze warto zobacyc jak wygloada. wiec poszlismy, calorodzinnie. spoznilismy sie o godzine za malo, znaczy sie spoznilismy sie godzine a potem kolejna godzine czekalismy az para mloda zrobi sobie zdjecia z wszytskimi goscmi, a na przyjeciu bylo bagatela, z 200 osob z czego moze 20 'naszych' a reszta to chinczycy z krwi i kosci, przeroznej urody. ja, jako urodzony obserwotor nie moglam sie napatrzec, prawie skretu karku dostalam od obracania sie. tak ze na chinskie wesela, jak by ktos mial isc, proponuje sie spoznic 2 godziny. po zakonczeniu sesji zdjeciowej zaczeli noscic jedzenie, talerz za talerzem, a na nich, jedna wielka niewiadoma. nie liczac krewetek w sorupach, z wasami i wielkimi carnymi oczami, nie wiadomo bylo co jest co, kelner obslugujacy nasz stolik niewiele mogl pomoc, niestety nie mowil ani po polski, ani po angielsku.


przy zupie zaczelam nalegac, chcialam wiedziec z czego jest trobiona, przyslal pomoc, pani mi oswiadczyla, ze to zupa, 'szing szong' na moje czy moze powtorzyc jeszcze raz z szerokim usmiechem powiedziala 'szing szong' pokiwala glowa, ja tez poddajac sie zupelnea, zabrala waze i po chwili pojawila sie z powrotem niosac zapakowana w pudelko na wynos obrzydliwa zupe o spiwewajacej nawie, wicej pytan nie zadawalam ;) przy jednym z koncowych dan klelner postawil na stole tace i z usmiechem powiedzial 'stek' ;)
nawiasem mowiac byl to stek w panierce ;) ze znajomych przysmakow byl jeszce kurczak w calosci, znaczy sie z glowa na ktorej zachowal sie grzebien ;)




dzieci przesiedzialy przy stole 2 goidziny, nie bardzo bylo gdzie biegac, bo pelno stolow i ciegle ktos z goracym jedzeniem chodzil, duzo kolorowali, adam bardzo sie wczol w swoj rysunek, bawili sie tez wasatymi krewetkami, ktorych adam sie na poczatku bal ;) impreza skonczyla sie przed jedenasta, nawet bylo z 15 minut tancow na zakonczenie ;) duzo zdjec, duzo migalacych swiatelek, dymu z podlogi (smierdzacego bardzo zdaniem zosi) ogolnie wszystko bylo jakies takie plastikowe, lacznie z tortem. a bym zapomniala wspomniec, przy 3 czy 4 daniu zeskoczyla mi z widelca i upadla na sukienkie kolo dekoldu i potoczyla prosto w dol wielka tlusta chinska pieczara ;(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz