środa, 15 grudnia 2010

kisiel

natknelam sie na toto w polskim sklepie. jak bylysmy z ola male, to byl przysmak. wiadomo, ze slodyczy w domu raczej nie bylo, bo jak byly, to od razu wychodzily, wiec jak sie cos chcialo to wybor byl taki:
kisiel
budyn
mleko w proszku
mleko grnulowane
mleko w proszku/granulowane plus kakao
(strasznie sie te mleka do poniebienia przyklejaly, ze juz nie wspomne o zebach)
wafel z dzemem
nie pamietam co lubilam najbardziej, ale chyba to mleko w proszku, w takich niebieskich torebkach z bialymi napisami ;) a granulowane w takiech srebrno niebieskich bylo. jakies przydzialowe z diory, tak mamo?
ale ja o kisielu/kislu? mialam. wiec zrobilysmy go razem, jakos tak szybko i po lepkach, bo adam tez chcial robic/juz jesc. po zrobieniu, okazalo sie, ze zapomnialam dodac cukru. uratowal nas cukier z agawy w plynie. podalam. adam sie rzucil wrecz, zosia wachala, lizala, no wszystko tylko nie jadla. zapytalam jaki jest:
'zasliniony...klejacy...surowy...bleee'
no tak, po tym opisie to i mi sie odechcialo...adamowi jednakowoz smakowalo, zjadl cala miske, samodzielnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz