poniedziałek, 27 grudnia 2010

wigilijne wspomnienie

Mmm, te pierogi, te uszka, te lazanki, golabki, kapucha z grochem.....kiedys czekalam na prezenty, teraz czekam na ulubione jedzenie. wigilijny barszcz z uszkami, wszystskie kapusciano-grzybowe pysznosci z pominieciem tych rybnych, sledzia ponownie nie skosztowalam ani karpia, czy tez mini karpika, ale mam usprawiedliwienie, w najmniejszym kawalku byly ze 3 osci, wolalam nie ryzykowac, ja matka dwojki dzici...Tradycyjnie ;) ugoscili nas marta z artkiem i dziecmi. Milo widziec jak sie ciesza na nasz widok. No nie powiem, najbardziej cieszy ich widok niemeza i zosi, ale jakos da sie z tym zyc co nie adam? ;) Oliwia cale siwta zwracala sie do mnie w ‘wolaczu’ czyli: basiuuu, albo: ciociu basiuuu a mmozesz...pewnie ze moge, tak ladnie mnie ‘wolasz’ ;)

Nie wiem czy ktos z was jadl wigilje w towarzystwie 5tkidzieci w wieku 5-1??? No za duzo czlowiek nie zjadl, mimo tego ze wiekszosc dzieci raczej stronila od wigilijnego stolu. Najpierw nie mogly sie doczekac, a potem jak to olivia ujela, wszytsko bylo inne... jak mozna sie domyslic apetyt adama nie zawiodl. Jadl dzielnie wszystko co bylo pod reka, za siebie i za pozostala 4ke mozna rzec.

Zosia mozcno pamietala, ze trzeba zostawic dla mikolaja ciasteczka i mleko. Kilka razy powtarzala, ze bedzie sie smiala, jak zobaczy rano tylko okruszki na talerzu ;)

na poczatki jakos tak malo mi sie ta amerykanstka tradycja z prezenatmi w pierwszy dzien rano podobala. Ale teraz jestem za (chyba sie amerykanizuje...) po wigilii wszyscy byli zmeczeni (godziny przygotowan i w pol godziny jest po wszystkim) dzieciaki poszly spac. My zablarismy sie za prezenty, ktore tak milo bylo otworzyc nastepnego dnia rano. Zosia bardzo prosila o zstaw do lodow. Taki z ‘lyzka z naciskiem’. Dotarla ta niezwykle wazna wiadomosc do mikolaja, mimo tego, ze roznie z ta nasza kochana corka w tym roku bywalo. adam dostal miotle. moze przestani mi w koncu zabierac moje 'ulubione' sprzety.

wracalismy troche dluzej niz zwykle, bo zacza padac snieg. najpierw tak delikatnie. potem coraz mocniej, gesciej. jak dojechalismy do ny bylo juz bardzo bialo i super mocno wialo. w domu pod choinka czekaly kolejne prezenty, te od mamy i taty (papierowe cegly, ktore ciagle czekaja, az zreczne raczki taty je poskaldaja) od ewy i darka i sasiadow z dolu. zosia na widok paczek az krzyknela z radoci 'ojejku'.

calkiem przypadkiem udalo sie zrobic cos milego. niemaz znalazl na ulicy bardzo'gruby' portfel. pod adresem z prwa jazdy zostawl swoj numer telefonu. wieczorem zadzwonil wlsciciel zguby. smieszna rzecz, nazywal sie sebastian robert ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz