poniedziałek, 13 grudnia 2010

pierniki



upieklysmy na weekend. zapowiadalo sie slabo, bo ciasto sie lamalo, nie chcialo sie skleic, juz mnie masymalnie rece bolaly od ugniatania, zaczelam dodawac wiecej masla i jakos sie ugniotlo. w nagrode pierniczki wyszly rewelacyjne. nie sa twarde (bynajmniej jeszcze nie sa) wrecz trzeba uwazac, bo jak spadna na podloge, to sie lamia. nie mialam cukru pudru na lukier, wiec zmielilam zwykly, ale to nie to samo, bardzo ziarnisty wyszedl, a mial byc 'krolewski' (royal icing ;)
bez spinkols oczywiscie sie nie obylo.

















zosia byla zdziwiona jak zaczelam przywiazywac do nich nitki:
jak to ciastka na choinke???
'pseciec pirnicki sie je!'
ewentulanie udalo mi sia ja namowic, na powieszenie kilku. ja zaczepialam nitki ona wieszala. jak skonczyla poszlam na inspekcje, a tu ani jednego piernika nie widac???? wszytskie powoiesila grupowo z tylu choinki.
'zeby adam nie zjadl'
adas jeszcze ich na choince nie widzial, ale jak zobaczy, to bedzie po nich.

skonczylysmy tez dzis balwana. to byl zeszloroczny hit. w tym roku zosia juz prawie sama calego zrobila, no nie wiem, ale jakos zle mu z oczu patrzy...;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz