środa, 15 czerwca 2011

wysokie obcasy

sobie kupilam, nie, nie ma na mysli piatkowego? dodatku do wyborczej. prawdziwe! jak na pierwszy raz naprawde wysokie. i co? mialam je na nogach cala noc, wychodzone, wytanczone, tylko nikt mi nie uwierzy, bo ani jedno zdjecie nie wyszlo...
bylismy w sobote na weselu kolegi z pracy niemeza.

ilez tam jedzenia bylo, mowie wam. ostrygi, homary, sery, miesa, zamek z melonow, truskawkowe drzewa...tak na to z niemezem patrzelismy i stwierdzilismy razem, ze spodobalo by sie zosi. niemaz w pewnym momencie stwierdzil, ze szkoda, ze ich nie wzielismy... ja bez namyslu wiedzialam, ze to by nie byl za dobry pomysl. wszedzie drapowane obrusy, rzezby z lodu, wszytsko na wyciagniecie reki, nawet tej bardzo krotkiej, ktora jak chce ma magiczna zdolnosc wydluzania sie i siegania po niedozwolone...
a wracajac do wesela potem byla czesc glowna i kolejna sala z krysztalowymi zyrandolami. na obiad do wyboru kilka dan, miedzy innymi file mignon, ja nie zastanawialam sie dlugo, jak i wiekszosc ludzi przy naszym stole ;) wlasnie, siedziala kolo mnie dwuletnia dziewczynka i jadal widelcem salate, a potem tilapie w kaparach, z wielkim podziwiem i niedowierzaniem patrzylam i na na nia i na rodzicow...
wytanczeni, lekko wstawieni dotarlismy do domu kolo 2. adam nie zaskoczyl, wstal jak zwykle, kolo 6 ;)
takie imprezy sa nie do odespania niestety...




















ale warto bylo ;)

w niedziele odwiedzili nas tuzinowscy. babcia zrobila wielki obiad z niczego, jak to babcia, potrafi w kuchni czarowac.

ja zrobilam pyszna jalapeno iced tea, zosia nie wiadomo kiedy ozdobila dzbanek cytrynowymi naklejkami. niemaz byl ogolnie troche umierajacy caly dzien, adam rzucil alicje dosc sporym metalowym pociagiem...
dzieki gosciom bardzo milo ta slabo zapowiadajaca sie niedziele spedzilismy. dziekujemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz