niedziela, 28 listopada 2010

lyzwy

















no to juz wiemy co zosia chce dostac pod choinke ;)
mielismy pojechac w piatek, ale tato jak juz wczesniej pisalam mial spadek formy, tak wiec pojechalismy dzis. zosia nie mogla sie doczekac. ale jak juz lyzwy ubrala, strach oblecial, wiadomo, ze pewnie sie w nich czlowiek pierwszy raz nie czuje, co dopiero taki maly osobnik.




















troche sie balam, ze nie bedzie chciala sprobowac. przypomnialam jej jak olivia w zeszlym roku
jezdzila z arturem i jak bardzo chcial wtedy pojechac, ale niestey nie mogla bo bylam z nimi sama, tato pracowal. potem jeszcze jedno przypomnienie, ze jak pojedzie, bedzie mogla o powiedzic o tym olivii i olafowi, bo przeciez juz w piatek sie z nimi zobaczymy (hurra). na
poczatku bylo slabo. po 10 min zosia zrobila sobie przerwe, tato zrobil kolko i sprobowali raz jeszcze. no i poszlo. jezdzili ponad godzine, bardzo byla, niezadowolona,

jak trzeba bylo jechac do domu. tato obiecal kolejna wyprawe, tylko on i ona.
lodowisko jest bardzo ladne, w samym centrum manhattanu, darmowe, placi sie tylko za lyzwy. tylko, a moze raczej az, kiedys to kosztowalo 7 dolkow, w tym roku 13!!! juz bardziej oplaca sie kupic lyzwy, nowe kosztyja 26 dolarow, za 3 razem sie zwroci ;)



























po drodze dzieci zasnely, wiec kozytstajac z uprzejmosci taty (siedziel ze spiacymi dziecmi w aucie) polecialam do 'ubiulonego' sklepu: anthropologie. nic nie kupilam, oddalam to co poprzednim razem kupilam. nacieszylam oko. maja przepieken rzeczy. ubrania, bizuterie, troby, teraz sa tez osdoby choinkowe. ah, wchodze tam i jestem w innym swiecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz