środa, 30 marca 2011

girls night out

no jak ja moglam o tym jeszcze nie napisac, tak wazne wydarzenie ;)
mialo miejsce w piatek. uczesniczylo w nim 5 matek, w tym 3 polki, jedna brazilijka i jedna slowaczka, czyli taka prawie polka ;)
nie powiedzialam zosi, ze wychodze, zaciekawiona pytala czemu mam ta sukienke w kwiatki na sobie, potem czemu ten nowy sweterek...z reguly zosia nie budzi sie w nocy, wiec czulam sie bezpieczie, nie mowiac jej o wyjsciu. adam wrecz przeciwnie. mialam jednak sporo szczescia, obudzil sie jak bylam juz szczesliwie powrocona i mylam zeby w lazience. chwile plakal, ale zasna przytulony do taty, czyli nie jestem juz niezbedna????
pojechalam na spotkanie autobusem, wystalam sie na przystanku dobre 15 minut, ale warto bylo. w autobusie, jadac niecale 10 min zastanawialam sie co lubie pic, bo juz zapomnialam, no i przypomnialao mi sie, dzin z tonikim of course! weszlam do restauracji, pani zaraz przyszla wziac zamowienie, no to ja z mety ze ja to dzin z tonikiem poprosze, a uprzejam pani, polka nawiasem mowiac grzecznie mi odpowiedziala, ze tylko wino i piwo serwuja ;))) tak wiec z braku laku zdecydowalam sie na piwo, razy 3 ;)
tematy dryfowaly od tych o zarosnietych i tych lysych mezach i niemezach, lewatywach, turkusach, w ktorych naszym dzieciom tak pieknie, tesciowych z kaliforni, co to ciagle koce wysylaja w prezenie, zwykle jak i elektryczne, po to jak mile i przyjemne jest takie wyjscie od czasu do czasu.
mam nadziej, ze nastepnym razem bedzie cieplej i no ten dzin z tonikiem mi sie ciagle sni ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz