środa, 28 grudnia 2011

swietowania ciag dalszy

czyli co sie u nas dzialo w pierwszy dzien swiat. adam jak nigdy obudzil sie pierwszy, krecil sie i wiercil, az zobacyl czyjes otwarte oko i zacza nadawac: 'kolaj, bedzie pezety isinka?' i tak razy kilka, szybko wyslalam niemeza po ladujaca sie w kuchni kamere, ale potem to juz tak fajnie nie gadal. ostatnia wstala zosia ze lzami w oczach pokazala z daleka nowa lalke, odpadla w nocy bidulce noga ;) tato szybko sparawe nogi zalatwil przypominajac o prawdopodobnej nocnej wizycie mikolaja, pobiegli do kuchni jak strzaly. i zaczelo sie, ochy, achy, papierki, w tym roku zosia byla przeszczesliwa, dostala to, o czym w liscie do mikolaja pisala. adam troche mniej, bo mikolaj zapomnial o bateriach do kasy, chodzil i smutny mowil 'nie dziala, nie dziala ;(' ah ten mikolaj, tyle mial pracy, ze zapomnial. potem byl telefon do polski i niemaz chodzil z moim nowym laptopem-prezentem i pokazywal dzadkom rozne ronosci ktore dzieci wyprawialy, ja w tym czasie sprzatalam kuchnie, przez ktora przeszlo papierowe tornado.
potem adam poszedl z tata na drzemke, a ja z zosia do kosciola. amerykanskiego. usiadlysmy w drugiej lawce, zosia chciala w pierwszej, ale jakos za blisko wtedy mi do wszystkiego bylo ;) bardzo stary ksiadz wyglosil nic nowego nie mowiace kazanie, zosia zalapalo jedno slowo, mowa byla o jakims ksieciu, ktory mial atak serca czy cos i wyladowal w szpitalu, zosia wychwycila slowo klucz, czyli szpital wlasnie, kto i dlaczego. w ogole jak to w kosciele, pytan byla cala masa, gdzie jest jezus, czy moge go poznac, z czego jest zrobiony ten co wisi., a z czego ten maly, dalczego nie SPIEWAJA! caly czas zerkala na nas siedzaca w niewielkiej odleglosci polka z klasyczna trwala na glowie. przy skladanu siobie znaku pokoju (czyli podawaniu reki) zosia oczywiscie sie skulila, pan amerykanin sie usmiechnal dotkna jej lalki i odwrocil, a pani polka wyglosila swoje zdanie na temat tego, ze nalezy dzieci wstydu oduczac, pzeciez to taka DUZA dziewczynka...opuscilyusmy jej lawke i udalysmy sie na ta, ktora byla kolo szopki.
pozniej udalismy sie calorodzinnie na urodzinowy tort do ewy, ktora to skonczyla juz cale 18 lat! bardzo sie zosi spodala ewy ruda ziuta (kotka) jest taka do glaskania, przytulania i w ogole jest swietna. lecz w pewnym momencie stanele przed ekranem na ktorym byla wyswietlana swiateczna epoka lodowcowa, na co zosia jej powiedziala: 'ej zaslaniasz' ;)))) powspomianlaismy swieta stare i nowe, pogadalismy i udalismy sie w kolejne miejsce, bo jakby ktos nie wiedzial, jestesmy rozchywtywanymi goscmi, kto jescze chce nas zaprosic?

pojechalismy na swiateczny obiad do ani i krzysia. ah co to byla za uczta! szynka w kszytalcie kamienistej gory, pieczone pietruchy, pyszzzne, super kaloryczna zapiekanka z ziemniakow, moja ulubiona i salata z niebieskim serem, mmmm, przepyszna. na deser moja pavlova, ktora na czas podrozy niestety zawinelam w folie przezroczysta, nie byl to najlepszy pomysl, co prawda dojechala na miejsce cala, ale niesty juz nie taka chrupiaca jak powinna...
o kawie nie bede juz pisala, bo nas ania wiecej nie zaprosi, sie niemezowi dzis odgrazala, kawa byla aniu naprawde odpowednia, jak na ta pore dnia dla mnie, ze tak dyplomatycznie napisze  ;)
byly kolejne prezenty, piekne ksiazeczki, adam wycalowal krzysia po glowie, zosia z ala potanczyly w nowych zielonych tutu, zdjecia ania robila z przyczajki, zosia nie dawala sie sfotografowac w tancu niestety, a szkoda, bo naprawde ladnie jej to wychodzi.
potem zrobilo sie bardzo pozno i wrocilismy do domu nie martwiac sie tym razem az tak bardzo parkingiem, bo sasiedzi wyjechali na sylwestra do nowego orleanu i mozna parkowac na ich wjezdzie grazu ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz