poniedziałek, 4 października 2010

jablkowe szalenstwo
















tym razem pojechalismy daleko, baaardzo daleko. w ogole to nalezy sei tu slowo wyjasnienia. to byla nasza 3 wypraw na jablka. pierwszy raz, 2 lata temu, pojechaismy tak przed siebie, ze niby sa znaki po drodze i wystarczy za nimi jechac...znaki byly, ale na dynie, bo to byl koniec pazdziernika i jablek juz na long island nie bylo ;) wiec pojechalismy na dynie i bylo bardzo przyjemnie, ale zawsze jest jakies ale, na miejscu okazalo sie ze mamy aparat, ALE nie mamy karty ;((((
nastepnego roku pojechalismy ponownie na long island, ale jakos malo przyjemnie bylo. nie wzielam wozka adasiowi, tylko krzeselko samochodowe, szkoda slow, ze juz nie bede nikogo oczerniac, ale to taki jeden gosciu mnie do tego namowil, a raczej odmowil wziecia wozka, bo po
co?????
cala farma byla jakas taka malo prawdziwa, obsluga malo przyjemna, tak jak by to babcia powiedziala: 'bez jaja'.


tak wiec w tym roku pojechalismy daleko, upstate, cale 2 godziny!!! warto bylo. pojechali z nami lucja i laci z jakubem i ryskiem, ale na miejscu okazalo sie ze ich super nowe komorki nie maja zasiegu (wiem cos o tym, mam taka sama) i nie udalo sie nam spotkac :))))) byli za to uwielbiani przez zosie ania i piotrek k.
ile tam bylo rodzajow jablek!!!!! nie wiem ile zjadlam, ale duzo. po jakims czasie jak dawalam babci kolejne pyszne do skosztowania gryzla kawalek i po chwili wypluwala jak prawdziwykoneser ;)



















przywiezlismy ze 3 torby, zosia poczatkowo jadla ze skorka, ale jak zobaczyla, ze obieram adamowi, to tez takie chciala. adam zjadl niecale 4, a zosia nie wiem, ale chyba wicej niz brat, ja to z kilogram zjadla na luzie ;)
po jablkach wybralismy sie na obiad, ledwo cokolwiek znalezlimy, wszysko bylo pozamykane!!! recesja????
mialam straszna ochote na soczysteego hamburgera z pieczrkami (chyba jednak za duzo tych jablek zjadlam ;) takiego z prawdziwymi frytkami...znalezlismy diner, hamburger delux kosztowal 6 dolarow, nie byl ani soczysty, ani swiezy, ani dobry, zadowolilam sie dosc dobra francuska zupa cebulowa. adam rzucal sobie tymi slabymi frytkami, ania i piotrek mu je
odrzucali, calkim niezle celowal, trafil nawet do piotrka zupy ;) babcia tez miala ochote na prawdziweg amerykanskiego hamburgera, a tu taki niewypal... trzeba ja bedzie zabrac do zajcewa.
co ciekawe kolo tego dinera by taki maly ogrodek warzywny, byla tam jedna papryka, calkiem sporo kolendry i kilka slonecznikow, te zdjedzone lezaly juz na ziemi, zosia je zobaczyla i zawolala:
'pats mamo, jezyk' ;)))))
niemaz (chyba bez okularow) jej uwierzyl i podszedl zaciekawiony ;)
w drodze powrotnej dzieciaki spisaly sie na medal, ani nie spaly, ani nie plakaly, ani nie marudzily, nic a nic!!! mama jest z was dumna!!!

no i co my z tymi 3 torbami zrobimy???
oglaszam jablkowy tydzien!
dzis na sniadanie byly placki z jablkami, a na kolacje racuchy z jablkami!
co bedzie jutro? nie wiem, ale na pewno z jablkami ;)

na jednym ze zdjec zosia z nowym super wozkiem, kosztowal cale 50 centow, znaleziony na gararzowej wyprzedazy zaraz kolo jabkowego mega sadu ;)


1 komentarz: