poniedziałek, 4 października 2010

miasto inkow



no nie dam sobie uciac reki za nazwe tego placu zabaw, ale jakos tak to szlo. zupelnie inny niz te na ktorych bywamy.
'najechany' przypadkiem po drodze do zoo w central parku. parking znalezlismy w tempie blyskawiczny, zupelnie nie jak na manhattanie, nawet kolo domu na ridgewqood czesto dluzej szukamy!!! adas na wstepie nabil sobie guza na policzku i rozwalil warge, placzu bylo duzo, ale i siniak z tego co dzien to wiekszy, wiec pewnie bolalo. zosi udalo sie
zmoczyc nogi w jakims nieoczekiwanie mokrym tunelu, byly hustawki opony, udalo sie nam wyczekac swoja kolejke i hustaly sie dzieciaki do woli. to byl pierwszy nie deszczowy dzien od srody, potrzebny byl nam bardzo, zeby baterie naladowac na nastepny tydzien naladowany z drugiej strony po brzegi deszczem (od poniedzialku do czwartku, lekka przerada panie deszczu, bardzo prosimy, przestan juz padac!!!).




















































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz