niedziela, 13 lutego 2011

przy niedzieli kazdy sie weseli

a zwlaszcza niemaz, bo nigdzie nie trzeba bylo jechac ;)
fajnie tak zwyczejnie domowo spedziec ten dzien.
na sniadanie byly firmowe french toasty niemeza.
potem niemaz z a i z podjeli sie zlozenia niesamowiece 'zlozonej' zabawki: 'marble run' (pozyczyl ja nam sasiad adrian, dostal 3 , doslownie TRZY identyczne zabawki na urodziny, pomyslalam sobie, ze to musi byc jakas super rzecz!)


















powiem tak, nie polecam. 2 razy do niej podchodzili. za drugim razem nawet sie udalo, ale zawsze jakas kulka gdzes po drodze wylatywala. bardzo mocno przy tym wszytskim obserwowalam adama czekajac tylko, na moment, kiedy wezmie ja do buzi. wydawalo mi sie to nieuniknione. niestety mialam racje. moze tak mocna o tym myslac go sprowokowalam? ;)
zabawka zostala ntychmiastowo spakowana i odniesiona. z ciekawosci sprawdzilam na amazonie ile to kosztuje, 40 dolarow!!!!!
pogoda byla naprawde piekna, taka wiosenna, a z za nic nie mozna byla namowic na spacer. coz bylo robic, sama poszlam i tyle. jak wrocilam adam wstal i udalo mi sie ich na pol godziny wygonic z domu. potem przyjechali do nas z wizyta panstwo dazenowscy z dziecmi. zdjedlismy ostatnie juz pierogi z babcinych zasobow. dzieci zjadly po tuzinie ciastek, ktore z wczesniej zrobila.

dziewczyny caly wieczor jezdzily na plazmie, ktora alicja nazywa slicznie 'samolotem'.

to byl bardzo mily koniec tygodnia, bez pospiechu, bez auta, bez stresu, ze kots zasna kiedy nie trzeba, a ktos inny obudzil sie za wczesnie. bez wiecznego szykowania wyjazdowych snakow, toreb, szukania parkingu, skladania i rozkladania wuzkow.
dobrze czasem poprostu zostac w domu i sie soba nacieszyc.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz